piątek, 30 sierpnia 2013

Rozmarynowe spaghetti z szynką, pomidorkami i mascarpone

Decydując się na kupienie świeżego spaghetti rozmarynowego nie spodziewałam się, że będzie mi aż tak smakował. Okazał się naprawdę rewelacyjny, więc jeśli będziecie kiedyś mieli okazję taki kupić to kupujcie. Naprawdę warto. 

Do przygotowania sosów na bazie sera wykorzystywałam różne rodzaje: ricottę, fetę, sery pleśniowe, topione... Jednak ser mascarpone niezmiennie kojarzył mi się ze słodkościami, a przede wszystkim z tiramisu. Ciężko było mi sobie wyobrazić go w wytrawnym daniu. Wszystko zmieniło się, gdy wykorzystując działkowy zielony groszek przygotowałam makaron z boczkiem, groszkiem, pieczarkami i mascarpone. Wtedy właśnie stwierdziłam, że mascarpone wspaniale sprawdza się w daniach makaronowych. I dzisiaj po raz kolejny zapraszam Was na takie danie. Makaron, mascarpone, dojrzewająca surowa szynka i słodkie małe pomidorki - prawdziwa uczta smaku :)


wtorek, 27 sierpnia 2013

Sałatka brokułowa z fetą i jajkami

W miniony weekend odbył się drugi w tym roku piknik warszawskich blogerek i blogerów kulinarnych. Przez cały rok spotykamy się w różnych restauracjach i spędzamy miło czas na rozmowach i próbowaniu specjałów z odwiedzanych miejsc. Wyjątkowo korzystając z pięknej letniej pogody postanowiliśmy zorganizować kulinarne pikniki w jednym z warszawskich parków. Plan był prosty: każdy przygotowuje jakieś pyszne danie, zabiera je ze sobą w miejsce spotkania, a tam siedzimy na kocach, jemy pyszności i rozmawiamy. W lipcu po raz pierwszy spotkaliśmy się w parku, a w ubiegłą sobotę po raz kolejny. Oba spotkania to moim zdaniem sukces :) Smaczne jedzenie, przyjemna atmosfera i ciekawe rozmowy :) Jeżeli chcecie zobaczyć jakie pyszności przygotowali uczestnicy ostatniego pikniku to zajrzyjcie do galerii zdjęć.

Gdy zastanawiałam się jaką potrawę przygotować na piknik w oko wpadła mi ta brokułowa sałatka. Przepis na nią znalazłam na forum cincin. Sałatka jest smaczna i niezwykle sycąca. Dodatek niewielkiej ilości musztardy dijon podkręca smak całości.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zupa dyniowo-pomidorowa w tajskim stylu

Gdy kupowałam pierwszą w tym roku dynię w planach miałam przygotowanie curry. Miałam wizję czegoś podobnego do ubiegłorocznego curry z kurczakiem, dynią i brokułami. Jednak od czasu kupienia dyni do zabrania się za jej wykorzystanie koncepcja mi się nieco zmieniła. W lodówce miałam trochę pomidorowej passaty pozostałej z gotowania sosu pomidorowego, a w zamrażarce pojemniki z bulionem. Pomyślałam, że na curry przyjdzie jeszcze pora i zdecydowałam się ugotować zupę. I to był bardzo dobry pomysł, bo zupa wyszła naprawdę smakowita. Jeżeli lubicie potrawy, których smak pochodzi od pasty curry, mleka kokosowego czy też trawy cytrynowej to jest duże prawdopodobieństwo, że ta zupa przypadnie Wam do gustu :)

Składniki (6 porcji):

700 g miąższu dyni, po obraniu i oczyszczeniu (u mnie odmiana butternut/piżmowa)
200 ml przecieru pomidorowego, passaty
1 cebula, posiekana
1,2 litra bulionu (ja używałam mięsnego, lecz jeśli chcecie by zupa była wegetariańska użyjcie warzywnego)
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę lub drobno posiekane
świeże chilli drobno posiekane, ilość wg uznania (Ja dałam łyżkę papryczki, którą akurat miałam. Takie powszechnie dostępne chilli w naszych sklepach.)
1.5 łyżki czerwonej pasty curry
3 suszone liście limonki kaffir
1 czubata łyżeczka mielonej trawy cytrynowej
100 ml mleka kokosowego
2 łyżki oleju lub klarowanego masła
sól

Miąższ dyni kroimy w niezbyt dużą kostkę.

W garnku (najlepiej takim z grubym dnem) rozgrzewamy olej (lub klarowane masło) i szklimy na nim cebulę. Następnie dodajemy czosnek, chilli, trawę cytrynową oraz czerwoną pastę curry i przez chwilę przesmażamy na tłuszczu wciąż mieszając.

Następnie dodajemy do garnka pokrojoną dynię, mieszamy dokładnie i smażymy przez 4-5 minut. Zalewamy pomidorowym przecierem i podduszamy na niewielkim ogniu przez kolejnych 5 minut. Po tym czasie do garnka dodajemy liście limonki kaffir i zalewamy całość gorącym bulionem. Na większym ogniu doprowadzamy do wrzenia, a następnie przestawiamy na najmniejszy ogień i pod przykryciem gotujemy do miękkości dyni. Niech dynia będzie tak miękka, że swobodnie będzie można ją rozgnieść łyżką. 

Gdy dynia będzie miękka zdejmujemy garnek z ognia i dokładnie miksujemy. Dodajemy mleko kokosowe i ponownie zagotowujemy. W tym momencie możemy dodatkowo zupę dosolić do smaku, jeśli czujemy taką potrzebę. :)

Podajemy z drobnym makaronem i posiekaną kolendrą. Można też podać z lekkim groszkiem ptysiowym.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Waniliowe serniczki na zimno

Po ostatnim przygotowywaniu sernikobrownies z malinami zostało mi w lodówce pół wiaderka sera do serników. Zastanawiałam się do czego go wykorzystać i doszłam do wniosku, że nie mam ochoty na pieczony sernik. Zdecydowałam się na przygotowanie czegoś na zimno. Jako, że domownicy jakoś się rozpierzchli wybrałam pojedyncze porcje, by każdy mógł zjeść swobodnie w najdogodniejszym dla siebie czasie.

Takie serniczki są niezwykle proste i szybkie w przygotowaniu. Nie trzeba do nich zbyt wielu kuchennych narzędzi, co jest istotne szczególnie w studenckich czy nowych kuchniach. Najważniejsze to wykazać się silną wolą i nie wyjadać masy serowej łyżeczką prosto z miski (oczywiście przed dodaniem żelatyny). 

Składniki (12 sztuk):

600 g sera na sernik, kilkakrotnie zmielonego (takiego z wiaderka)
5 łyżek cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
2 łyżki żelatyny
60 ml gorącej wody

Ser miksujemy z cukrem pudrem i ekstraktem waniliowym na jednolitą, gładką masę. W tym momencie warto masę spróbować i stwierdzić czy ilość cukru jest wystarczająca czy dodać więcej. 

Żelatynę rozpuszczamy dokładnie w gorącej wodzie. Odstawiamy by przestygła, od czasu do czasu mieszamy. Letnią żelatynę z wodą przelewamy do masy serowej. Całość miksujemy. 

Otrzymaną masę przekładamy do małych foremek. Ja wykorzystywałam silikonowe foremki do muffinek. Wstawiamy do lodówki do zastygnięcia. Aby ułatwić sobie wyjęcie serniczków z foremek należy zanurzyć na moment foremkę w ciepłej wodzie. 

Podajemy z sosem owocowym lub dżemem/konfiturą. U mnie podane z dżemem truskawkowym :)


wtorek, 20 sierpnia 2013

Tarta cytrynowa Bożeny Sikoń

Warsztaty cukiernicze z panią Bożeną Sikoń - czy to hasło samo w sobie nie brzmi wspaniale? Kiedy okazało się, że mam okazję wziąć udział w takim szkoleniu organizowanym przez telewizję TLC oraz Akademię tortownia.pl bardzo się ucieszyłam. Szczególnie, że jeszcze do niedawna ze względu na brak porządnego piekarnika piekłam bardzo mało. Możliwość nauczenia się czegoś od kogoś takiego jak pani Bożena Sikoń wydało mi się czymś wspaniałym :)

Po przybyciu do siedziby Akademii zostaliśmy powitani imponującym bufetem pełnym pyszności przygotowanych przez panią Bożenę. Czy naprawdę muszę pisać, że wszystko smakowało wspaniale? Tak właśnie było :)

 
Mus jabłkowy z imbirowymi herbatnikami i bitą śmietaną. Czekoladowiec.

 
Dwa rodzaje panna cotty

 
Creme Brulee z granatem. Deser z malinami i rozmarynem.

Tartaletki z owocami i kokosowym kremem patissiere

Black Forest

W trakcie degustowania słodkości pani Bożena Sikoń opowiedziała nam o nowej edycji "Polskiego Turnieju Wypieków" w którym jest jurorką. W ocenianiu wypieków uczestników pomaga jej inny ekspert cukiernictwa - Tomasz Deker. W programie wyłonieni podczas castingów uczestnicy rywalizują przygotowując zarówno wypieki autorskie jak i klasyczne, znane na całym świecie słodkości. Sprawdzane są również umiejętności techniczne. Dowiedzieliśmy się również, że w nowej edycji będzie można obejrzeć pojedynek między osobami znanymi z świata telewizji i sportu. Pierwszy odcinek nowej serii będziecie mogli zobaczyć już 4 września 2013 roku o godzinie 22:30 w TLC.


Po degustacji udaliśmy się do pracowni, gdzie mieliśmy rozpocząć przygotowanie naszego wypieku. W planie mieliśmy tartę cytrynową w skład której wchodziły: kruchy spód, gotowany krem cytrynowy oraz przypalana włoska beza. W trakcie przygotowań pani Bożena przez cały czas wyjaśniała nam poszczególne etapy, tłumaczyła każdą czynność i dzieliła się z nami swoją wiedzą na temat wypieków. Pani Bożena Sikoń ma wspaniały talent do przekazywania swojej wiedzy. Wszystko odbywa się w pełnym spokoju, w bardzo sympatycznej, zupełnie nie stresującej atmosferze. Jestem naprawdę pełna podziwu i pod wielkim wrażeniem :) Może kiedyś będę miała jeszcze możliwość udziału w warsztatach u pani Bożeny Sikoń - bardzo bym chciała :)


Moje pierwsze posługiwanie się szprycą :)



Tarta cytrynowa Bożeny Sikoń

Ciasto kruche (na forma o średnicy 27 cm)

360 g mąki
225 g masła
120 g cukru
60 g żółtek (ok. 3)
kilka kropel soku wyciśniętego z cytryny

Przy użyciu noża wszystkie składniki razem siekamy, aż otrzymamy drobne grudki. Następnie bardzo szybko zagniatamy ciasto, zawijamy w folią spożywczą i odstawiamy na 30 minut do lodówki do schłodzenia. 

Schłodzone ciasto rozwałkowujemy i wykładamy nim formę. Obcinamy nadmiar ciasta. Ciasto wykładamy folią i obciążamy fasolą lub specjalnymi kulkami. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180-200 stopni i zapiekamy przez 10 minut. Następnie zdejmujemy ze spodu obciążenie i dopiekamy przez 15 minut w 180 stopniach. Odstawiamy do przestygnięcia.


Krem cytrynowy

2 cytryny, wyciśnięty sok
1/3 grejpfruta, wyciśnięty sok
125 g masła
210 g cukru pudru
3 duże jajka
4 płatki żelatyny (płatek = 2 g)

Sok z cytryn i grejpfruta dodajemy wraz z cukrem pudrem do garnka. Podgrzewamy, dodajemy masło, zagotowujemy. 

Jajka dokładnie roztrzepujemy. Garnek z masą cytrynową zdejmujemy z ognia, wlewamy do gorącej masy cytrynowej roztrzepane jajka cały czas mieszając. Garnek ponownie wstawiamy na ogień i zagotowujemy mieszając. W tym czasie krem zacznie gęstnieć. Bąbelkujący krem zdejmujemy z ognia i przecedzamy przez gęste sito do miski. 

Żelatynę namaczamy w bardzo zimnej wodzie. Odciskamy, dodajemy do gorącego kremu. Mieszamy tak by się rozpuściła. Krem przykrywamy folią spożywczą tak by dotykała powierzchni kremu (to zapobiegnie powstawaniu kożucha). Odstawiamy do ostudzenia.

Ostudzony krem podbijamy (miksujemy) i wylewamy na ostudzony spód do tarty. Wstawiamy na 2 godziny do lodówki.


Pod koniec chłodzenia spodu z kremem przygotowujemy włoską bezę.

Włoska beza

150 g cukru kryształ
75 g białek jaj
woda

100 g cukru zakrywamy taką ilością wody by go przykrywamy i zaczynamy gotować syrop. Gotujemy go do "próby nitki" czyli aż ostatnia kropla spływająca z łyżki będzie tworzyła cieniutką nitkę (118-120 stopni).

Gdy syrop zaczyna gęstnieć zaczynamy ubijać białka z 50 g cukru.

Gotowy syrop wlewamy do lekko ubitych białek, cały czas je ubijając (na zmniejszonych obrotach). Gdy dodamy cały syrop ponownie zwiększamy obroty i ubijamy aż otrzymamy konsystencję bezy, a całość się schłodzi.

 

Składanie tarty

Spód tarty wraz z zastygniętym kremem cytrynowym wyjmujemy z lodówki. Przygotowaną bezę przekładamy do rękawa cukierniczego i szprycujemy na powierzchni kremu. Nałożoną bezę lekko opalamy przy użyciu palnika (lub ewentualnie pod grillem w piekarniku przez chwilę). Należy pamiętać, by pokryć bezą praktycznie całą powierzchnię kremu, bez robienia na nim przerw. Podczas opalania bezy w miejscach, gdzie znalazłyby się przerwy krem mógłby się rozpuścić.


 

Voila! Tarta gotowa :)


A tu możecie zobaczyć tartę w przekroju.


I na koniec - zdjęcie grupowe :)


Bardzo dziękuję pani Bożenie Sikoń oraz organizatorom za te wspaniałe warsztaty :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Lawasz z patelni

Lawasz to rodzaj płaskiego pieczywa, popularny szczególnie w takich państwach jak Turcja, Iran czy Armenia. Występuje zarówno w wersji miękkiej jak i cienkiej i chrupiącej. Oryginalnie przygotowuje się go w specjalnych piecach, przyklejając placki do ścianek pieca. Niestety w polskich warunkach domowych nie mamy takich pieców, dlatego tego typu placki możemy przygotowywać w normalnym piekarniku lub na patelni. 

Razem z kilkoma innymi blogerkami (Panna Malwinna, Mirabelka, Mopsik, Maggie i Iza) zdecydowałyśmy się przygotować lawasz w wersji z patelni. Ja wybrałam bardzo prosty przepis na placki składające się tylko z mąki, wody oraz soli. Przy ich przygotowaniu ważne jest by nie smażyć ich za długo, a poza tym by pamiętać o przykryciu wilgotną ściereczką zarówno surowego ciasta jak i usmażonych placków. Placki bez wilgoci szybko wysychają i stają się chrupkie. Ja swoje placki podałam z posiekaną kapustą pekińską, czerwoną papryką, czerwoną cebulą, usmażonymi cienkimi plasterkami polędwiczki wieprzowej oraz ziołowo-czosnkowym sosem. 


Składniki (12-14 sztuk, 18 cm średnicy):
(szklanka = 250 ml)

3 szklanki mąki
1 szklanka gorącej wody
1/2 łyżeczki soli

Do gorącej wody dodajemy sól i dokładnie ją rozpuszczamy. Mąkę umieszczamy w misce. Dodajemy stopniowo gorącą wodę z solą do mąki, mieszając całość. Po dodaniu całej wody wyrabiamy ciasto do momentu aż przestanie kleić się do rąk. Miskę z wyrobioną kulą ciasta przykrywamy wilgotną, czystą ściereczką. Odstawiamy na 30 minut by ciasto odpoczęło.

Na średnim palniku rozgrzewamy patelnię z nieprzywierającą powłoką. Nie dodajemy żadnego tłuszczu.

Ciasto dzielimy na porcje wielkości mniej więcej orzecha włoskiego. Rozwałkowujemy na placki o średnicy mniej więcej 18 centymetrowe (moje placki miały mniej niż 1 mm grubości). Wykładamy każdy placek na rozgrzaną patelnię. Smażymy przez minutę lub mniej z obu stron (u mnie mniej), aż pojawią się brązowe plamki. Usmażony placek skrapiamy z obu stron wodą. Przykrywamy wilgotną ściereczką. Ja nalałam do miseczki wody i pędzelkiem smarowałam placki. Podobnie postępujemy z pozostałymi plackami, pamiętając o ich dokładnym przykryciu.

 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Pizza z oliwą, mozzarellą i pomidorkami

Pomidorowy sos i mozzarella wydają się nieodłącznymi składnikami pizzy. A jednak pizza bez pomidorowego sosu to całkiem smaczny pomysł :) Warto spróbować :) Dzisiaj proponuję Wam bardzo prostą wersję z oliwą, mozzarellą, czerwoną cebulą i malutkimi pomidorkami. Ja do swoich pizz wykorzystałam pomidorki odmiany koralik, które wyhodowałam u siebie na balkonie. Są bardzo słodkie i wspaniale pasują do tego dania. Do jednej pizzy dodałam również ugotowane ogonki rakowe, co również Wam polecam :)


Składniki (na 2 pizze, ok 20 cm średnicy): 

Ciasto na pizzę
150 g mąki pszennej (u mnie typ 650)
8 g świeżych drożdży
40 ml wody
40 ml mleka
0.5 łyżeczki cukru
0.5 łyżeczki soli
2 łyżki oliwy + do smarowania

Mąkę pszenną mieszamy w misce z cukrem i solą. Wodę mieszamy z mlekiem i podgrzewamy w małym garnuszku tak aby były ciepłe, lecz nie gorące. Do ciepłej wody z mlekiem dodajemy rozkruszone drożdże i rozpuszczamy je. Mieszaninę wlewamy do miski z mąką. Łyżką mieszamy do połączenia. Dodajemy oliwę, mieszamy. Wykładamy ciasto na blat i dokładnie zagniatamy przez kilka minut. Z ciasta formujemy kulę, smarujemy ją z wierzchu oliwą. Przekładamy do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę w ciepłe miejsce (lub do podwojenia objętości).

Dodatki:
oliwa (u mnie Terra di Bari)
14-20 pomidorków koktajlowych (ja wykorzystałam malutkie pomidorki odmiany koralik)
1/2 średniej czerwonej cebuli
125 g sera mozzarella
sól morska, w młynku
czarny pieprz, świeżo mielony

Pomidorki myjemy, osuszamy i kroimy na pół. Mozzarellę rwiemy na małe kawałki. Czerwoną cebulę kroimy na mniejsze kawałki, rozdzielamy poszczególne warstwy. Piekarnik i blachę (lub kamień do pieczenia pizzy) rozgrzewamy w 210 stopniach.

Kulę wyrośniętego ciasta chwilę zagniatamy, dzielimy na dwie części. Rozciągamy lub rozwałkowujemy aż do uzyskania placków o średnicy 20-22 cm. Wierzch smarujemy dokładnie oliwą. Układamy porwaną mozzarellę, cebulę oraz pomidorki (pestkami do góry). Posypujemy z wierzchu solą morską oraz pieprzem.

Pieczemy przez 15-17 minut na blaszce lub 10 minut na kamieniu do pizzy. Pizzę możemy przed podaniem skropić dodatkowo oliwą. 


piątek, 9 sierpnia 2013

Sernikobrownies z malinami

Czy może być coś lepszego niż połączenie czekoladowego ciasta typu brownie, kremowego waniliowego sernika oraz słodkich malin? Bardzo dobrze się nad tym zastanówcie :) Dla mnie jest to naprawdę wspaniałe połączenie smaków. To ciasto zdecydowanie nie jest dla tych, którzy liczą kalorie. Jest słodkie, kaloryczne i... pyszne :) Prawdziwe niebo w gębie.


czwartek, 8 sierpnia 2013

Tarta z kremem waniliowym i malinami

Gdy w moje ręce wpada nowa książka dotycząca kulinariów rozsiadam się wygodnie i przeglądam ją od początku do końca po raz pierwszy. Często w tym momencie zaznaczam lub zapamiętuję sobie te przepisy, które szczególnie mnie przyciągnęły. Kiedy otrzymałam w prezencie "Kuchnie Świata" Gordona Ramsay'a w pierwszej wolnej chwili zabrałam się za przeglądanie. Wydaje mi się, że było to jeszcze tej samej nocy, gdy wróciłam z nią z mojego spotkania urodzinowego. Bardzo byłam ciekawa tego co zawiera ta książka. 

Czytając przepis na tartę z malinami od razu byłam przekonana, że musi być pyszna. Zapamiętałam i planowałam ją przygotować. Czas mijał, a ja nie mogłam się do niej zabrać. Zwykle kupowane przeze mnie maliny były zjadane zanim trafił się choć moment na zastanowienie się nad innym ich zastosowaniem. Zupełnie nie było okazji. Aż do teraz. Kupiona przeze mnie większa niż zwykle ilość malin nakierowała moje myśli ku tej tarcie. Przygotowałam, zjadłam. Jestem zachwycona :) Oryginalny przepis Gordona zakłada pokrycie malin glazurą przygotowaną z dżemu malinowego, ale ja z niej zrezygnowałam. I tak było pysznie... :)

Składniki:

125 g miękkiego masła
90 g cukru pudru
1 duże jajko
250 g mąki pszennej
1 łyżka lodowatej wody
+ mąka do podsypywania
500-700 g malin

Krem waniliowy

250 ml mleka, tłustego
50 g cukru pudru
1 laska wanilii
20 g mąki kukurydzianej
3 żółtka z dużych jaj
100 ml śmietanki 30 lub 36%

Na początku przygotowujemy spód tarty. Mikserem łączymy miękkie masło z cukrem pudrem. Dodajemy jajko i ucieramy przez 30 sekund. Następnie dodajemy mąkę oraz zimną wodę, mieszamy do połączenia. Na obsypanym mąką blacie zagniatamy ciasto. Formujemy z niego dysk, zawijamy w folię spożywczą. Odkładamy na 30 minut do lodówki.

Po 30 minutach rozwałkowujemy schłodzone ciasto i wykładamy nim formę do tarty o rozmiarze 23-25 cm. Wyłożoną ciastem foremkę wstawiamy ponownie do lodówki na kolejnych 30 minut.

W czasie drugiego chłodzenia ciasta przygotowujemy krem. Laskę wanilii przekrawamy na pół i zeskrobujemy z niej nasiona. Do garnka z grubym dnem wlewamy mleko, dodajemy łyżkę cukru pudru oraz nasiona wanilii i pustą laskę. Na małym ogniu powoli podgrzewamy. W tym czasie ubijamy w misce żółtka z mąką kukurydzianą i pozostałym cukrem pudrem. 

W momencie gdy mleko w garnku zacznie wrzeć zaczynamy przelewać je do miski z masą żółtkową. Przelewamy powoli, cały czas mieszając masę w misce. Garnek po gotowaniu mleka myjemy, osuszamy. Masę do kremu przecieramy przez gęste sitko do garnka. Wstawiamy na malutki ogień i gotujemy aż krem zgęstnieje (cały czas mieszając). Gęsty krem przecieramy ponownie przez sitko (czyste) do czystej miski i odstawiamy do wystygnięcia. W czasie stygnięcia od czasu do czasu mieszamy krem, aby nie powstał na nim kożuch. 

Schłodzone ciasto przykrywamy papierem do pieczenia i wysypujemy fasolą lub specjalnymi kulkami, aby się nie wybrzuszyło. Można też je bardzo nakłuć. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 15 minut, a po tym czasie zdejmujemy papier z fasolą i dopiekamy kolejne 5 minut. Jeżeli pieczemy bez fasoli to pieczemy od razu 20 minut. 

Upieczony spód tarty odstawiamy do ostygnięcia. Po kilku minutach wyjmujemy go z foremki i wykładamy na kratkę do całkowitego wystudzenia. 

Ubijamy śmietankę na sztywno. Zimny krem ubijamy przez chwilę by rozluźnił swoją konsystencję. Do kremu dodajemy ubitą śmietankę i mieszamy ją z nim. Przygotowany krem wykładamy na zimny spód tarty. Na wierzchu układamy maliny.

Ja po przygotowaniu tarty wstawiłam ją do lodówki. Krem nieco stężał i dzięki temu tartę łatwiej się kroiło. 


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...